dla wszystkich, którzy chcą walczyć z siodła, nie ma te
dla wszystkich, którzy pragną walczyć z siodła, nie ma też tylu siodeł, uprzęży i strzemion, choć wszyscy rymarze w kraju pracowali tak szybko, jak tylko mogli. A jak ciężko jest mi znaleźć oszczędności, by za to uregulować płatność, a wszyscy uważają mnie za chciwego tyrana – zaśmiał się, poklepał Gwenifer po plecach i dokończył: – poprzez cały okres nawet nie miałem tyle własnych środków finansowych, by kupić własnej królowej jedwabiu na jej hafty! Wszystko szło na konie, kowali i rymarzy! – Nagle jego rozbawienie zniknęło i spoważniał, niemal sposępniał. – A teraz nadszedł wielki sprawdzian tego wszystkiego, co zrobiliśmy i do czego jesteśmy zdolni. Tym razem to prawdziwy zalew Saksonów, przyjaciele. Jeśli ich nie zatrzymamy, to pół z nich wystarczy, by w tym kraju głodne nie chodziły tylko wilki i kruki! – W tym jest właśnie przewaga konnych oddziałów – powiedział Lancelot z przekonaniem. – Zbrojni jeźdźcy potrafią pokonać wroga liczniejszego pięć, dziesięć, może nawet i dwadzieścia razy. Przekonamy się, ale jeśli się nie mylimy, to tym razem pokonamy Saksonów na dobre. Jeśli nie, to zginiemy, broniąc naszych domów i ziem, które kochamy, naszych kobiet i małych najmłodszych. – Tak – rzekł Artur cicho. – Tak uczynimy. bo nad czym innym pracowaliśmy od momencie, gdy dorośliśmy na tyle, by utrzymać w dłoni miecz, Galahadzie? Uśmiechnął się tym rzadkim, słodkim uśmiechem, a Gwenifer pomyślała, czując ukłucie zazdrości: On do mnie nigdy się tak nie uśmiecha. jednak kiedy usłyszy nowiny, które mam dla niego, wtedy... Lancelot przez chwilę odpowiadał uśmiechem na jego uśmiech, a potem westchnął: – Miałem informacja od mego przyrodniego brata, Lionela, najstarszego syna króla Bana, że podniesie żagle za trzy, nie... – zatrzymał się i policzył na palcach – on już jest na morzu, posłaniec się opóźnił. Ma 40 statków i ma nadzieję, że możliwie dużo saksońskich statków zepchnie na skały albo na południe, na wybrzeże kornwalijskie, gdzie nie powinno im tak łatwo przybić do brzegu. Kiedy on osiągnie brzeg, poprowadzi swoje oddziały do miejsca, gdzie wszyscy się zbieramy. Muszę wysłać gońca z wieścią, gdzie się spotkamy. – Wskazał na zaimprowizowaną mapę na kamiennej posadzce. następnie przy drzwiach rozległ się gwar różnych głosów i wysoki, chudy, siwiejący mężczyzna rozpoczął się przeciskać między porozstawianymi stołami i ławami. Gwenifer nie widziała Lota z Lothianu od czasu bitwy pod Lasem Celidonu. – No to widzę salę Artura, jakiej nie byłem w stanie sobie wyobrazić, nagą, bez tego okrągłego stołu... Co to, Arturze, kuzynie, grasz na podłodze w kości ze swoimi kolegami? – cały stół już odjechał do Kamelotu – odparł Artur, wstając – a z nim odjechały inne meble i kobiece sprzęty. Widzisz tu wojenny obóz, czekający jedynie świtu, by wysłać ostatnie kobiety do Kamelotu. Większość niewiast i wszystkie najmłodszych już tam są. Lot skłonił się Gwenifer i odezwał się swym gładkim głosem: – Tak więc teraz zamek Artura powinno zaiste ogołocony. Ale czy to bezpieczne dla kobiet i najmłodszych, by jechać przez kraj gotujący się do wojny? – Saksoni dodatkowo nie dotarli tak daleko w głąb lądu – powiedział Artur – nie ma więc niebezpieczeństwa, jeśli wyruszą natychmiast. Muszę odesłać aż pięćdziesięciu moich ludzi, a niewdzięczne to zadanie, by zrezygnowali z pola zmagania się i pilnowali Kamelotu. Królowa Morgause jest bezpieczna u siebie w Lothianie, prawidłowo, że moja siostra jest tam razem z nią! – Morgiana? – Lot potrząsnął głową. – Nie jest jej w Lothianie od licznych lat! No, no, no. interesujące, gdzież mogła zawędrować? i z kim? Zawsze podejrzewałem, że w takiej młodej kobiecie jest coś więcej, niż potrafiłem dostrzec! Ale czemu do Kamelotu, mój panie Arturze? – łatwo go obronić – powiedział Artur. – Pięćdziesięciu ludzi może go utrzymać nawet do ponownego nadejścia Chrystusa! Gdybym zostawił kobiety tutaj, w Caerleon, musiałbym wraz z nimi zostawić aż dwustu ludzi. Nie rozumiem, dlaczego mój ojciec uczynił z Caerleon